Milena Bianga pisze na swojej tablicy na fb:
Do przemyślenia dla wegan i wegetarian - na tej planecie chyba jednak nie ma ucieczki przed jakąś formą zabijania ...
LM (czyli ja) odpowiadam:
Niekoniecznie żeby żyć trzeba zabijać. Kiedy spożywamy miąższ owocu (albo sporządzony z niego sok), nie zabijamy rośliny, a przyjmujemy od niej DAR. Ona go sporządziła specjalnie dla nas. Napełniła go energią słoneczną, którą możemy przyswoić i zaspokoić potrzeby biochemii swojego ciała. Nie jest to do końca dar, jest to rodzaj 'łapówki'... Roślina namawia nas, abyśmy wzięli od niej porcję 'czystej energii' i nie uszkadzając nasiona, przenieśli go od niej dalej. Jeżeli wypełnimy tę 'prośbę', stworzymy dla siebie najbardziej czysty na świecie pokarm. Jednakże, żeby zgrać wszystkie plusy takiej sytuacji, nie wystarczy tylko zrozumieć ją na poziomie mentalnym. Trzeba być dużo 'wyżej', żeby móc przyswoić tak subtelny pokarm. Nie wszyscy jesteśmy na takim poziomie (ja - jeszcze nie, w pełni), ale warto jest o tym wiedzieć...
Poza tym jest bardzo duża różnica pomiędzy zabiciem marchewki, czy sałaty (to też są żywe istoty), a uśmierceniem gęsi, kury, świni, czy konia. Te ostatnie mają o wiele bardziej rozwinięty system nerwowy i to umożliwia im cierpienie. Zabijając, a przedtem hodując je w straszliwych warunkach, powodujemy ogromne ilości cierpienia, które bierze sobie na kark spożywająca mięso istota ludzka. O tym też warto wiedzieć...