...Piękno rozległej płaszczyzny wodnej. Czasem sfalowanej i groźnej, czasem gładkiej, spokojnej w słoneczny, ciepły dzień.
Wypełnione energią wiatru profile żagli i plusk wody rozcinanej dziobem poruszającego się w ten majestatyczny sposób jachtu.
Linia brzegowa czasem daleko, aż na horyzoncie, czasem blisko, zaraz za burtą. Jak to na Mazurach....
Żeglarstwo to spotkanie dwóch światów, dwóch energetycznych pięter. Świata energii mechanicznych - poruszanie się dużego i "grubego" ciała fizycznego, czyli jachtu wraz z załogą i ekwipunkiem oraz świata energii eterycznych w jednej z jej prostszych form - energią wiatru. To właśnie tę energię eteryczną ruchu mas powietrza (o wiele subtelniejszą od energii mechanicznej) potrafi "przechwycić" dobrze skonstruowany jacht żaglowy.
Subtelna, czysta i potężna energia wiatru wychwytywana przez profil żagla wraz ze współdziałaniem kontaktu kadłuba z wodą, a więc ze światem "grubym" (w postaci tzw. "oporu bocznego"), daje kontrolowany ruch jachtu. Kontrolowany to znaczy realizowany w dowolnym kierunku, nawet przeciw wiejącemu wiatrowi - czy to nie cud ?!
Schodząc niżej, ku konkretom i funkcjonalnym szczegółom, opisuje to spotkanie nauka stosowana - Teoria Żeglowania. A wdraża na poziomie kauzalnym praca sternika (kapitana) i załogi. Załoga pod kierunkiem sternika, używając pośrednio żagli, want, sztagów, fałów, a bezpośrednio - szotów i balansując swoimi ciałami, utrzymuje optymalny kąt pochylenia masztu (a więc i jachtu) w stosunku do pionu, i żagli w stosunku do wiatru.
Powstająca w wyniku kontaktu profilu żagla i opływającej go strugi powietrza - siła aerodynamiczna (zupełnie podobnie jak w przypadku skrzydła samolotowego), umożliwia uzyskanie wektora ruchu jachtu niemal przeciw wiejącemu wiatrowi, będącego motorem tego ruchu. Nigdy jednak nie będzie to dokładnie 180 stopni, czyli nie będzie to dokładnie ruch przeciw wiatrowi. Każdy jacht ma tzw. "kąt martwy", reprezentujący ten niemożliwy do osiągnięcia kierunek ruchu jachtu. Najlepsze konstrukcje jachtowe mają ten kąt rzędu paru stopni, ale może dochodzić do 20-40 stopni. Ale zawsze można "ominąć" ten "martwy zakres" stosując technikę halsowania. W przypadku dużego kąta martwego jachtu wychyły poszczególnych halsów będą duże, a posuwanie się jachtu do przodu, dokładnie przeciw wiatrowi, odpowiednio wolne. Jednakże będzie to ruch pod wiatr !
Siła energii eterycznej, tutaj energii wiatru, jest potężna. Nasz odruch kojarzenia subtelności ze słabością wynika z ograniczoności naszej percepcji. Pamiętajmy, że to co subtelniejsze jest zawsze silniejsze! Rozpoznawanie tych zależności powinno przychodzić z praktyką rzetelnych technik rozwoju wewnętrznego.
To właśnie obsługi tego przechodzenia energii wiatru w ruch jachtu uczą się adepci żeglarstwa na kursach żeglarskich, gdzie jednym z punktów szkolenia jest teoria żeglowania.
Bardzo ciekawym tematem w kontekście szerszym niż żeglowanie, jest współzależność wektorów kierunku wiatru i ruchu jachtu. Najogólniej rzecz ujmując możliwe są dwa przypadki:
Warto rozpatrzyć porównanie tych dwóch rodzajów żeglowania, bo występują między nimi istotne różnice.
Zacznijmy to porównanie od przyjrzenia się żeglowaniu w wiatrach pełnych - wiatrach tylnych, tylnobocznych (baksztagach). Wektory wiatru rzeczywistego i ruchu jachtu są skierowane zgodnie. W tym przypadku wektor wiatru oddziałującego na jachcie jest różnicą tych wektorów. Wiatr odczuwany na jachcie (nazywany wiatrem pozornym) jest więc mniejszy od wiatru realnie wiejącego (który jest nazywany wiatrem rzeczywistym). Pomimo tego, że to wiatr rzeczywisty porusza jachtem, sznurki szotów nie potrzeba mocno ciągnąc, a na jachcie jest spokój, cisza. Żagle same się prowadzą, a bom grota może nawet sam opierać się o wantę, tak że załoga może "medytować żeglowanie" (np. opalając się). Dobrze jednak wiedzieć, że pod pełnymi wiatrami jacht może wykonać nieoczekiwanie niekontrolowany zwrot przez rufę i wymieść nieostrożnych załogantów za burtę!
Jednakże oprócz tego potencjalnego niebezpieczeństwa żeglowanie w baksztagach jest samą przyjemnością. Tylko w tych wiatrach lepsze jachty mogą "wejść w ślizg", kiedy to współczynnik tarcia kontaktu kadłuba z wodą gwałtownie się zmniejsza i jacht nabiera dodatkowego przyspieszenia.
Innym korzystnym zjawiskiem towarzyszącym żegludze w wiatrach pełnych jest fakt, że masy powietrza występujące przed żaglami, ustępują przed poruszającym się jachtem (jego żaglami - to jest właśnie wiatr rzeczywisty), nie hamując tego ruchu.
Natomiast żeglowanie w wiatrach "czołowych" , ostrych ma zupełnie inny charakter. Wiatr pozorny (a więc realnie działający na załogę na jachcie) jest w tym przypadku sumą wektorów wiatru rzeczywistego i ruchu jachtu. Jest on więc większy od wiatru rzeczywistego. Trzeba się cieplej ubrać, a szoty trzymać o wiele silniej.
Niezwykle istotną rzeczą w tego typu żeglowaniu jest utrzymanie odpowiedniego kąta dobrze wyprofilowanego żagla w stosunku do kierunku wiatru. Żagiel może załamywać swój profil lub też "śmiać się" ze sternika od strony liku wolnego (są to dwie krańcowe wartości tego kąta). Ten optymalny kąt zawarty pomiędzy nimi, udaje się uzyskać w warunkach dużego wychyłu jachtu od pionu. Wymaga to czujnego dowodzenia i dużej reaktywności pracy załogi. Przy nagłych zmianach kierunku wiatru (co zdarza się często) np. w stronę półwiatru, możliwe jest położenie się jachtu na boku, jeżeli sternik na czas nie "wyostrzy", a szotmeni nie wyluzują szotów. W tych wiatrach wymagana jest stała, czujna i mocna praca całej załogi. Ruch jachtu jest spowolniony, bo do przodu jacht jest ciągnięty jedynie przez siłę aerodynamiczną właściwie pracującego profilu żagla, której uzyskanie nawiasem mówiąc jest dużo trudniejsze niż w wiatrach pełnych. Powietrze stawia mechaniczny opór płaszczyźnie żagla, co nie występuje w wiatrach pełnych. Pływanie w wiatrach ostrych jest o wiele trudniejsze: wymagany jest o wiele większy wkład pracy (jej zakres i intensywność) w obsługę procesu posuwania się jachtu do przodu.
Gdybyśmy mogli wybierać rodzaj żeglowania, z pewnością wybralibyśmy żeglugę w wiatrach pełnych.
Jakże często jednak życie nie pozwala nam wybrać, narzucając a to kierunek wiatru w stosunku do zaplanowanej przez nas drogi, a to kierunek wiatru wraz z kierunkiem drogi. Jest to niewątpliwie temat wart zgłębienia, czym jednak w tym tekście się nie zajmiemy....
Tutaj natomiast zajmiemy się porównaniem Żeglowania i Życia ludzkiego. Narzuca się wręcz obraz dwóch sposobów kroczenia przez Życie:
Rozejrzyjmy się wokół siebie. Jedni kroczą przez życie lekkim krokiem, a wszystko im się samo układa. Los o nich dba. Drudzy nie są rozpieszczani przez Życie. Każda rzecz przychodzi im z trudem, wymaga wielkiego wkładu pracy. Jedni płyną przez życie w wiatrach pełnych, drudzy - w ostrych.
Pierwszą reakcją na tę paralelę będzie zapewne stwierdzenie wielkiej niesprawiedliwości. "Biednemu zawsze wiatr w oczy".... "Bogatemu to nawet diabeł dzieci kołysze do snu"...
Ale kiedy spojrzymy na to z pewną dozą pokory, z pewnego oddalenia, kojarząc ze sobą niekiedy drobne z pozoru fakty, wziąwszy pod uwagę dłuższe odcinki życia - dostrzeżemy być może pewną logikę, a może dostrzeżemy nowe aspekty. Łatwiej na początku będzie zauważyć dobowy rozkład tej "róży wiatrów". Zauważymy, że przeważnie w pierwszej połowie dnia dominują wiatry ostre. Potem, w zależności od tego jak je wykorzystamy, mogą one się "otoczyć" i "fuknąć" z tylnego skosu.
Być może też zobaczymy inną zależność.... Wygląda na to, że to co jest najbardziej istotne w odnajdywaniu wejścia do chwili "Teraz", to bilans energetyczny - równowaga energii otrzymywanej i energii oddawanej. Bilans brany w różnych aspektach czasowych. Ważne jest dostrzec ten bilans w skali sekund i minut, jak też w latach i dziesiątkach lat. We wszystkich tych rozpatrywanych przedziałach czasu energia, którą absorbujemy ma być równoważona energią oddawaną. Jeżeli nie nastąpi równowaga tych dwóch podstawowych procesów - pobierania i oddawania, wystąpi cały szereg niekorzystnych zjawisk, które doprowadzą do zakłócenia podstawowego procesu, wokół którego toczy się powyższa dyskusja - procesu naszego życia.
Jeszcze inna refleksja. W teorii żeglowania wiatr odczuwany na jachcie nosi nazwę wiatru pozornego. Wiatr, którego siłę można zmierzyć odpowiednim miernikiem i który może człowieka zdmuchnąć z pokładu do wody, to wiatr pozorny ! Ale wiatr ten funkcjonuje jedynie w obszarze łodzi, zaś wszędzie na zewnątrz obecny jest wiatr nazwany rzeczywistym. A to właśnie z tego wiatru rodzi się pozorny wiatr wiejący na łodzi. Spójrzmy na siebie uwzględniając to nowe porównanie. Jeżeli zawęzimy "ogląd" komunikacji ze światem do łodzi, którą żeglujemy, to będziemy poruszać się w obszarze świata pozornego. Z tej perspektywy wszystkie doświadczenia i ich uwarunkowania są pozorne. Odczuwamy je, bo nie umiemy dotrzeć do rzeczywistego źródła ruchu jachtu - wiatru rzeczywistego. Dopiero bardziej szerokie spojrzenie pozwoli nam uniknąć podejścia zbyt euforycznego, mogącego być efektem żeglugi w pełnych wiatrach; lub też podejścia zbyt defetystycznego - w świecie wiatrów ostrych.
Pokora, mądrość i uważność - mogą być wielce przydatne...
A teraz, na zakończenie, pozwolę sobie na bardziej osobiste podejście do omawianego tematu.
Kiedyś, dawno temu, zostałem namówiony przez przyjaciela - Krzyśka S. do zapisania się na kurs żeglarski. Mieliśmy 12-13 lat. Po ukończeniu części teoretycznej, zaliczeniu prac remontowych i odbyciu wstępnej praktyki manewrowej na lokalnym akwenie jeziora Firlej - mieliśmy w planie prawdziwy rejs stażowy na Mazurach na łajbie LKSW LOK s/y "Krowa" ( piękny kecz "wykonany" w Lublinie ze starej 8-osobowej szalupy okrętowej). Na dwa dni przed wyjazdem, w piękny słoneczny, lipcowy dzień, na dworcu PKP, podczas kupowania biletów do Giżycka - dopadł mnie wirus. Dopadł i dosłownie zwalił z nóg i następny tydzień przeleżałem półprzytomny z temperaturą ponad 40 stopni C w szpitalnym łóżku (notabene ukazuje to stan odporności mego organizmu przed podjęciem regularnej praktyki jogi). Po totalnej terapii antybiotykowej (której ślady są w moim ciele do dziś), zbito mi jakoś temperaturę, tak że nawet zdecydowałem się na uczestnictwo w następnym rejsie stażowym na jachcie s/y "Krowa".
Do dziś bardzo dokładnie pamiętam dostojnie wpływającą "Krowę" na żaglach, w lekkiej bryzie , w słoneczny, gorący, lipcowy dzień - do miejskiej przystani w Giżycku. Wśród 7-osobowej załodze robiącej ostatni klar na pokładzie, dostrzegłem Krzyśka S. Nie było czasu na opowieści. Szybko zamieniliśmy się miejscami i wypłynęliśmy...
Było nas 14 - oprócz mnie było jeszcze paru przymusowych last-minutowców. Tak, że nie było dla wszystkich miejsc do spania w nocy i musieliśmy trzymać nocne wachty, aby wszyscy mogli spać na jachcie. A zamiast słonecznych upałów i ciepłych lekkich szkwałów - mieliśmy temperatury 10-15 stopni, połączone z przelotnymi opadami. Nawet w tych warunkach wielki akwen wodny Mazur, od Piszu po Węgorzewo, poznany w ciągu tych kilkunastu dni pozostawił niesamowite wrażenie.
Ostatniego dnia, na środku Mamr, wpadliśmy na rafę kamienną. Brzegi - daleko na horyzoncie, a my dupnęliśmy z całym impetem i siedzimy na kamieniach w chłodny wietrzny dzień.... Cudem, dzięki doświadczeniu sternika i determinacji trzech szybkich i zdecydowanych załogantów (m.inn. mnie) - udało się nam wyjść z tej opresji bez strat w ludziach i sprzęcie (piękna akcja - przytomna, szybka komenda sternika, skok za burtę w ubraniu, zepchnięcie jachtu, siłami sześciu rąk, z kamieni i zabranie się z powrotem!).
I tu właśnie pojawia się możliwość innego porównania tych dwóch różnych możliwości żeglowania. Płynęliśmy dość ostrym bajdewinem (wiatrem od przodu) i po zaklinowaniu się na kamieniach, szotmeni puścili szoty (po komendzie, ale pewnie trochę ze strachu). Żagle "stanęły w łopocie" i wiatr już nie wbijał nas w rafę. Był naszym sojusznikiem, kiedy spychaliśmy łajbę z kamieni. Gdybyśmy płynęli baksztagiem (wiatrem od tyłu) - samo "wjechanie" w rafę byłoby o wiele mocniejsze. Po zaklinowaniu się jachtu na rafie, wiatr ciągle wpychałby kadłub na kamienie (puszczenie szotów zwiększyłoby jeszcze powierzchnię czynną grota). Jedynym wyjściem z tej sytuacji byłoby zrzucenie żagli, co przy wypełnionych żaglach byłoby bardzo trudnym zadaniem. A zepchnięcie jachtu z kamieni, zadaniem niewykonalnym.
Wniosek: przy trudniejszym sposobie żeglowania w wiatrach ostrych - dopuszczalny margines popełnianych błędów jest duży, a skutki nie muszą być dramatyczne. W żegludze wiatrami pełnymi - łatwiejszej i przyjemniejszej, skutki popełnianych błędów są o wiele groźniejsze, a ich margines - bardziej wąski....
A 2 godziny potem pękł nam sztag!... I wielki maszt z wypełnionym fokiem i grotem położył się.... Cudem obyło się bez strat, nawet cęgi grotmasztu ocalały.
Do przystani w Giżycku (gdzie już czekali zmiennicy) doholował nas statek wycieczkowy "Fornalska". Ze względu na krótki hol i wielki kilwater, byliśmy cali zlani wodą, a "Krowa" na wpół zatopiona - nie nadążaliśmy wylewać wodę z zęzy . Dopłynęliśmy szczęśliwi, że to mamy za sobą, ale też że mamy co wspominać... Nie pamiętam jaki scenariusz przygotował Los naszym zmiennikom, ale zdaje się, że nie był on aż tak dramatycznie wyrazisty, jak ten który nas doświadczył.
Krzyśku drogi, dziękuję Ci za pociągnięcie mnie w tym kierunku, choćby po to by móc dokonać podobnego porównania dwóch "modeli żeglowania". Ciekawe będzie nasze spotkanie po 20-paru latach.... Posyłam Ci na drugą stronę kuli ziemskiej porcję pozytywnej energii, która jest również do wzięcia przez czytelnika tego tekstu....
Mejte se vsechny moc hezky!
Leszek Mioduchowski, Lublin 27.04.2008